czwartek, 24 października 2013

Deszczowa Warszawa

Nawet lubię deszcz. I lubię kiedy mój Tosiak uprawia tarzanko w błocie :)

Jednak nic nie wkurza mnie tak, jak niedoprana obroża. Odkąd odkryłam, że moje futro z umiłowaniem tarza się w czym popadnie, zaczęłam poszukiwania obroży idealnej. Takiej, co jest zarówno lekka jak i wytrzymała. Obroży, która dopiera się bez problemu, szybko schnie i długo wygląda jak nowa. Niestety kosztowało mnie to sporo kasy i wiele złych decyzji.

Ale od początku...

Pierwsza była gumowa obroża z Furkidz. 
Zapłaciłam za nią jakieś śmieszne pieniądze, bo akurat była promocja :)
Jest podszyta taśmą i raczej wytrzymała - nie mam większych zastrzeżeń. Oprócz okuć, które po pewnym czasie zaczęły rdzewieć. 
Jednak na duży plus oceniam kontakt z twórcami Furkidz. Nigdy nie ma problemu, gdy trzeba coś wymienić czy poprawić :)

Myślę, że jest warta rozważenia, ale raczej jedno, dwu sezonowa - ze względu na rdzewiejące okucia. 

Kolejna w moje ręce trafiła zwykła gumowa obroża z Decathlonu. Kupiona na wyprzedaży za 10 zł, wydała mi się całkiem niezłym rozwiązaniem. Po spacerze wystarczy chwila pod kranem i znów jest jak nowa. Jednak okucia nie wytrzymały próby czasu i powoli zaczynają rdzewieć. Jednak za taka cenę jest naprawdę super :)



Porzuciłam więc pomysły zakupu gumowej obroży i postanowiłam wybrać nowość - obrożę Super Dog. Tu nie było tak ciekawie, ponieważ wdałam się w ostrą wymianę zdań z producentką, która moim zdaniem wprowadziła mnie w błąd. Obroża została oddana, pieniądze zwrócone, a temat zamknięty.

Potem los chciał, że w moje ręce trafiła druga obroża tej firmy. Niby tym razem nie ma się do czego przyczepić, ale obroża reklamowana jako produkt dla bardzo aktywnych i bardzo niszczących psów...Cóż. Mój jest chyba hiper niszczący, ponieważ obroża najprościej w świecie się nie dopiera. Ani z błota ani z łajna... Kiedy potraktowałam ją szczoteczką do paznokci, po prostu się pozaciągała.
Warto wybrać ciemniejsze kolory, wtedy brud nie rzuca się w oczy. Choć moim zdaniem nie jest warta swojej ceny.


Mój ostatni i najlepszy zakup.
Długo wahałam się zanim zdecydowałam się na Dublin Dog'a. Po pierwsze wysoka cena - wydawało mi się, że to trochę za dużo. Po drugie, czas oczekiwania - 3 tygodnie. Długi czas oczekiwania zawsze mnie zniechęca. 
Jednak się zdecydowałam. I nie żałuję. To jedne z lepiej wydanych pieniędzy w moim psiarskim życiu. Zdecydowanie polecam, mimo że jest droga i długo się czeka. Obroże są śliczne, okucia bajeczne i na pewno nie zardzewieją. 
Jeśli, tak jak ja, macie błotnego potwora a nie psa, to chyba nie ma lepszego wyboru :)




sobota, 19 października 2013

Poducha dla sierściucha

Na pewno każdy z Was musiał kiedyś kupić legowisko. Toś ma jedno duże, na którym śpi i jedno w klatce, gdzie zostaje pod naszą nieobecność.

Kiedyś do klatki wkładałam tylko kocyk, ale potem pomyślałam, że lepiej jak będzie tam coś jeszcze. W ten sposób trafiła tam poducha, kupiona w TK Maxx.

Ostatnio zauważyłam, że to w kennelu już się wysłużyło i czas na nowe. Byłam w  nawet TK Maxx, ale 
100 zł za poduchę, która nie jest specjalnie jakościowa, jakoś do mnie nie przemówiło...

Postanowiłam zaryzykować i uszyć legowisko sama :)

Ten handmading uznaję za sukces, szczególnie dla mojego portfela :) Za materiały w Ikea zapłaciłam niecałe 40 zł, i na pewno są lepszej jakości i wszystko to, co widziałam do tej pory w zoologach. Zależało mi, aby było miłe i miękkie dla psa. Rozglądałam się nawet po handmadach, ale ceny zwaliły mnie z nóg, tym bardziej, że wielokrotnie za samą "robociznę" ktoś krzyczy sobie ponad 100 zł. 

Toś jest zadowolona, a to dla mnie największa pochwała. Planuję uszyć jeszcze jedno - na zmianę :)






poniedziałek, 14 października 2013

Odblaskowy powrót :)

Dawno nas tu nie było.

Dziś w Warszawie jest tak pięknie, a ja oczywiście mam katar i masę roboty :(

Poza tym w takich okolicznościach coraz trudniej mi się skupić ;)



Niestety, dzień jest coraz krótszy i Toś  nie zawsze ma okazję się wybiegać :( Ponieważ przywoływanie idzie jej różnie, nie spuszczam jej po zmroku. 

Jeśli mowa o zmroku, to pojawia się temat odblasków. Jak zabezpieczacie Wasze futra o tej porze roku?

Ja uległam pokusie w TK Maxx'ie i wyposażyłam Toś w obrożę, szelki i smycz z Hurtty. Młodą widać z bardzo dużej odległości, a co za tym idzie, jestem spokojniejsza nawet na tych smyczkowych spacerach. 
Poza tym, dzięki kuponowy z MaxiZoo udało mi się super - odblaskową smycz za jedyne 17 zł ( to ta, na zdjęciu poniżej).


Wydaje mi się, że wielu z nas zapomina o odblaskach, zwłaszcza gdy psy biegają luzem po zmroku. A to, tak po prostu może im uratować życie, zwłaszcza gdy (nie daj Boże!) się zgubią.


niedziela, 4 sierpnia 2013

Psie łobuziaki i ich mniej szlachetni właściciele.

Podczas jednego z naszych spacerów, trafiłyśmy do Maxi Zoo w Warszawie. Pierwszy raz byłam w tak dużym sklepie zoologicznym, nie licząc Kakadu, gdzie nie lubię robić zakupów, bo dla mnie jest tam po prostu brudno.

Świetnie, że bez problemu można wejść z psami, a obsługa jest naprawdę bardzo miła. Mój pies czuł się niemal jak w domu :)



Sklep zrobił na mnie ogromne wrażenie - zarówno powierzchnią jak i asortymentem - wielu rzeczy nie widziałam wcześniej, nigdzie. Ceny są raczej normalne, często porównywalne z tymi, z e-sklepów.
Wróciłyśmy z wieloma rzeczami, ale największa furorę robi on:


Po zakupach pojawił się temat rzeka ;)
Jak się zachować gdy pies zniszczy czyjąś zabawkę?
Zwrócić pieniądze? Odkupić? Udać że nic się nie stało?

Niby proste, trzeba dogadać się jakoś z właścicielem, ale chyba nie dla wszystkich oczywiste :( Ja sama nie mam złych doświadczeń, zawsze trafiam na rozsądnych ludzi, z którymi dochodzę do porozumienia. Jednak wydaje mi się, że jestem w mniejszości.
Jakie są Wasze doświadczenia? Zwracacie zabawkę/pieniądze?
I, najważniejsze, czy upominacie się, kiedy inny pies zniszczy Waszą zabawkę czy udajecie, że nic się nie stało?

wtorek, 16 lipca 2013

Dzieci i Toś

Ostatnio Toś ma kontakt z sześciolatką.
Ku mojej ogromnej radości, jest bardzo delikatna i ostrożna :) To jej pierwszy kontakt z dzieckiem, więc jestem z niej bardzo dumna.

Dlatego tu nie o tym.

Owa sześciolatka została przyłapana przeze mnie na tym, jak najpierw zaczepia psa, a potem kieruje do niego jednoznaczne -  "won!"

Ja nie jestem święta, w nerwach mówię różne rzeczy do psa. Nie myślałam jednak, że małe dziecko może tak potraktować psa, mojego psa.

Ku mojemu zdziwieniu, wśród 4 dorosłych osób, zareagowałam tylko ja. Nie wiem czy jestem przewrażliwiona, czy może lepiej ignorować niż edukować.

Mało tego - mimo moich wielokrotnych próśb, małe elementy nie są sprzątane z dywanu, a papierki po cukierkach leżą, gdzie tylko sobie księżniczka zamarzy konsumpcję owego cuksa.

Po konfrontacji, którą sprowokowałam - wyszłam na potwora. Dziecko, przecież przeprosiło i nic się nie stało. Oczywiście, nie było żadnej kary, bo jeszcze malutka by się obraziła.

Nastało zdziwienie, że separuję psa od dziecka. A ja wolę separować niż usłyszeć kolejne "won" lub rozcinać futrzastej brzuch, w poszukiwaniu gumowego pająka.

Być może posypią się na mnie gromu, ale mój pies jest dla mnie zawsze na pierwszym miejscu. Zdaję sobie sprawę, że czasem przesadzam, obdarzając ją być może "ludzką" miłością.
Toś jest dla mnie ważniejsza niż większość ludzi na tym świecie i takie zachowanie jest dla mnie niedopuszczalne. Tym bardziej w przypadku, gdy pies okazał się bardziej rozumny niż człowiek.



niedziela, 14 lipca 2013

Zabawki do wody.

Idealne zabawki do wody.

Macie? Używacie?


My mamy – ale ich grono stale się uszczupla. Niemal na każdym spacerze tracimy jakąś zabawkę. Jaki dla nas morał – mają być przede wszystkim TANIE!
W przeciągu ostatniego tygodnia utraciliśmy bezpowrotnie – świnkę, ringo, freesbee i piłeczkę tenisową :(
Na szczęście ostała się żaba – pewnie dlatego, że została w domu J

Żaba kosztowała około 7 zł i ma jedna ogromną zaletę - piszczy :) Stała się nie tylko faworytką futrzastej, ale i jej kolegi Duffla :)

Nasze ostatnie nabytki to potworasek z warszawskiej międzynarodówki  i kostki z Zooplusa - mam nadzieję, że zostaną z nami dłużej niż tydzień ;)



Z racji topniejących zasobów naszych zabawek, może coś mi polecicie? Coś, co mnie nie zrujnuje i jak zginie, to trudno i nie będzie tragediiJ

Nauka pływania i komary

Dawno mnie tu nie było… Odkąd pracuję, dzielę rzeczy na ważne, ważniejsze i Toś.  Nieraz jest ciężko, ale jakoś sobie radzimy.
Sprzyja nam pora roku, bo długo jest jasno i ciepło.

Ostatnio Toś nauczyła się pływać – pękam z dumy J

Miała świetną okazję, bo niedawno odkryłam jezioro w Markach. Miejsce wprost idealne – mało ludzi, dużo wody, dojście takie sobie, ale do przeżycia :)



Jedyny mankament to komary – przetestowałam już chyba wszystkie możliwe środki na rynku i wniosek jest jeden – albo one są nieaktywne albo ja jestem nadaktywna i ściągam na siebie wszystkie możliwe komary.
Ba! Toś miała ostatnio bąbla miedzy oczami!


Macie jakieś sprawdzone środki?

wtorek, 21 maja 2013

Praca...

Stało się. Po półrocznym okresie leniuchowania wróciłam do etatowców.

Oczywiście najbardziej szkoda mi wielogodzinnych, spontanicznych wypadów spacerowo-towarzyskich. Ale cóż - czas dorosnąć.

Toś musi przyzwyczaić się do nowego harmonogramu dnia:
07.00 półgodzinny spacer.
18.00 1,5 godziny ganiania i wszystkiego naraz.
23.00 półgodzinny, wyciszający spacer.

Pierwszy dzień już za nami.
Było ganianie nad Wisłą, tarzanie się w byle czym i obowiązkowa kąpiel w bajorku.

Mam nadzieję, że Toś łatwo się przestawi na ten inny tryb. Póki co, nie wygląda jakby czegoś jej brakowało ;) Trzymajcie za nas kciuki!


poniedziałek, 13 maja 2013

Zakupy!

Po ponad tygodniowym oczekiwaniu na paczkę z Zooplusa wreszcie jest :)

Szampon cieszy się największym zainteresowaniem :)

Mam dwa ulubione sklepy zoologiczne - zooplus i Karusek.
Ze względu na drogą przesyłkę, zawsze czekam, aż uzbiera mi się długa lista potrzeb i wtedy zamawiam :)
Karuska lubię głownie za duży wybór  i  za to, że sama mogę odebrać wszystko w Będzinie, bez ponoszenia kosztów przesyłki. 

Tym razem padło jednak na Zooplus, gdzie kupiłam sobie saszetkę na smaki. Długo się do niej przemierzałam, ale jakoś nigdy nie było okazji. 
Przerobiłam już ich kilka. Od zwykłej z Trixie, po trochę lepsze z Dogmasters i jakieś promocyjne z RC, ale to ciągle nie było to. Potrzebowałam dużej (bo ja nosze dużo smaków dla Toś) z klipsem, który można przypiąć do kieszeni spodni. 
Po długich poszukiwaniach udało mi się ją namierzyć. W Zooplusie kosztowała wtedy 40 zł, co mnie odstraszało, bo wychodzę z założenia, że przy takiej kwocie, to muszę ją wcześniej obejrzeć na żywo. Szczęśliwie, moja koleżanka Magda właśnie taką posiadała. Moim zdaniem jest to najlepsza saszetka jaką widziałam. Jest zrobiona z cordury i jest naprawdę sztywna, brud nie powinien się szybko do niej przyczepić :)




Skoro sobie kupiłam już saszetkę, to nie mogłam zapomnieć o wypełnieniu ;) Tym razem, wybrałam coś nowego - suszone szprotki. Toś dosłownie oszalała na ich punkcie i nie odstępuje mnie na krok ;) Moim zadaniem idealne na spacer :)

Poza tym, kupiłam jeszcze szampon,biedronkę do sierści (nie wiem gdzie posiałam starą - tylko mnie udaje się gubić rzeczy we własnym domu...) i gumową, wściekle różową kość dla futrzastej. 

Czy macie jakieś inne ulubione cud-sklepy, gdzie robicie kompleksowe zakupy dla futrzastych? :) A może macie jakieś inne sprawdzone saszetki? Jestem maniaczką, tak jak z torebkami ;D















niedziela, 12 maja 2013

Psie rękodzieło w jedno popołudnie

W czym przechowywać książeczkę zdrowia psa?
Ha! W specjalnym futerale!

Ostatnio przepakowywałam się do nowego, spacerowego plecaka i moim oczom okazała się sfatygowana książeczka zdrowia. Niby w silikonowej okładce, ale wyglądała jakby miała już przynajmniej 10 lat, a nie ma nawet 2. 
W sumie nic dziwnego, noszę ją wszędzie, gdzie idziemy z Toś i jakoś specjalnie jej nie oszczędzałam. 

Na początek - research!
Nie ma czegoś takiego jak futerał na psią książeczkę, ewentualnie można dostać pokrowiec na paszport - w cenie około 100 zł. Bez przesady...

Ewentualnie można kupić coś na książeczkę zdrowia dziecka, w cenie niewiele niższej. I nimi właśnie się zainspirowałam!

Uszycie małego pokrowca to nic trudnego!

Potrzebujemy kilka skrawków materiału, nici, maszynę do szycia i trochę czasu :) Inne gadżety - jak wstążka i guziczek są mile widziane, ale niekonieczne ;)

Zaczynamy!


Koniecznie trzeba zmierzyć książeczkę, jaką macie i odmierzyć sobie odpowiedni zapas. Potrzeba trochę cierpliwości i po krótki czasie mamy już dwa pokrowce na książeczki i futerał na telefon, z tego co zostało ;)


Zabawa w projektanta bardzo odpręża i przynosi wymierne efekty :) Książeczka Toś zostanie ze mną dłużej, i łatwiej będzie jej przetrwać wieczne przepakowywanie do plecaków, toreb i innych środków "transportu" na psich wyprawach.

Have fun!






piątek, 3 maja 2013

Majówka

Majówka to zazwyczaj świetna okazja by pojechać gdzieś za miasto, nawet gdy spędza się ją w mieście ;)
My tak zrobiłyśmy. Mimo, że pogoda nie była sprzyjająca wybrałyśmy się ze znajomymi nad Zalew Zegrzyński.

Praktycznie zaraz po wyjściu z autobusu zostałyśmy życzliwie poinformowane, że z psem absolutnie nie wolno wchodzić na plażę. Jest również informacja zaraz przy plaży, ale nie jestem pewna czy dotyczy całej, czy tylko części najbardziej uczęszczanej. My oddaliłyśmy się trochę od głównego wejścia i zeszłyśmy do wody.

Teraz trochę ponarzekam.
Odkąd jest ze mną Toś, zaczęłam bardziej przyglądać się psiej codzienności i temu, gdzie nie mogę wejść z psem - a nie mogę prawie nigdzie. 
Nie mówię już o miejscach, z których notorycznie jestem wypraszana - np. z patio w Burger Kingu, ale o dzikich plażach, nawet takich, gdzie nie mogą się kąpać ludzie. 
Nad zalewem okazało się, że psów jest sporo, a plażowiczów nie ma wcale. Mimo zakazu, psy swobodnie się kąpią i bawią na plaży. Nie zauważyłam by ktoś nie sprzątał po psie, ale zauważyłam, że ktoś ewidentnie nie sprzątnął po sobie i dzieciach.


Myślę, że problem z psami nie tkwi psach, ani tym bardziej w psiarzach, takich jak ja. Problemem jest fakt, że mało kto sprząta po psie. Mimo, że widzę ogromny postęp, to nadal większość parków czy skwerów wygląda jak pole minowe...
Najczęstsza odpowiedź na pytanie dlaczego pan/pani nie sprząta słyszę:
- przecież to mały piesek, co on tam narobi,
- nie mam czasu,
- zaraz będzie deszcz, to zmyje,
- co to komu przeszkadza, to mała kupka.

A mnie to przeszkadza. Przeszkadza mi to, bo nie znoszę myć kaloszy po każdym, nawet 10cio minutowym spacerze. Nie znoszę myć łap psa, jak nie uda jej się zgrabnie ominąć miny i najbardziej ze wszystkiego nie znoszę gdy strażnicy miejscy udają, że nie widzą jak ktoś nie sprząta.
Nie wiem, czy to naprawdę tak trudno? Nie trzeba mieć różowych woreczków i designerskiego pojemnika. Można mieć zwykłe i chować je do kieszeni.
I to, głównie dlatego nie mogę zabierać Toś w więcej miejsc. Bo postępu, większej świadomości, ciągle jesteśmy syfiarzami. A my, istoty sprzątające, jesteśmy jedynie wyjątkiem potwierdzającym regułę.

Z innej beczki.
Dzisiaj oczywiście padało i trzeba było się oddać innym rozrywkom, niekoniecznie psim ;) Już wiem, że Toś nie lubi puzzli, ewidentnie ją nudzą :)






niedziela, 14 kwietnia 2013

Gadżety spacerowe

Ostatnio zastanawiałam się, co jest niezbędne podczas spaceru/ wycieczki na lub za miasto. Zintensyfikowanie moich rozważań wzięło się stąd, że podczas feralnego spaceru, gdzie T. skaleczyła łapę, nie miałam nawet chusteczki.

W sobotę wybrałyśmy się do Powsina :) Byłyśmy tam pierwszy raz i uważam, że warto tam jechać z psem. Pies powinien być oczywiście na smyczy, ale T. była na lince i nikt się nie skarżył. Co prawda, spacerowałyśmy tylko pół godziny, bo potem się rozlało. Jednak, nim dojechałyśmy do Centrum, pogoda znacznie się poprawiła i resztę dnia spędziłyśmy na Starówce :)




Jeśli zaś chodzi o spacerowy equipmnet, to ja sama mam 3 warianty:

I Na krótki spacer:

Dla mnie najlepsza jest nerka, gdzie zmieszczą mi się klucze, telefon i chusteczki. Nie ma sensu brać niewiadomo czego, bo taki spacer trwa zazwyczaj 30 minut i nie oddalam się zbytnio od domu :)


II Na długi spacer:


To mój ulubiony zestaw -  do plecaka zmieszczę prawie wszystko, nawet małą parasolkę. Zazwyczaj taki spacer trwa 2 godziny, więc konieczna jest woda i miska (polecam składane, które zajmują mało miejsca). Po ostatnich doświadczeniach zawsze zabieram też małą apteczkę i but. Ponieważ jeżdżę komunikacją miejską zawsze mam przy sobie kaganiec. I oczywiście pojemnik na kupy, ale to jest oczywista oczywistość ;)

III Zestaw na wycieczki:



Kiedy wybieram się na całodzienne wycieczki zawsze zabieram torbę. Pakuję wszystko co powyżej plus linkę. Myślę, że linka zawsze się przydaje, zwłaszcza w nowych miejscach, lub gdy nasz pies woli eksplorować teren na własną rękę - jak np. mój ;) Moja linka jest cienka i nie zajmuje dużo miejsca więc aż tak mi nie ciąży :)




sobota, 6 kwietnia 2013

Powrót do domu

Po niemal dwutygodniowej przerwie wróciłyśmy do Warszawy :) W domu jakoś trudno mi się zmobilizować do czegokolwiek, nawet do spacerów. Powody zazwyczaj są dwa - nasze (moje i Toś) lenistwo i mnóstwo bezpańskich psów, błąkających się po ulicach, które notorycznie zaczepiają Toś.
Tym razem doszedł jeszcze trzeci powód - zraniona łapa. Jakoś łatwiej tłumaczyłam sobie brak dłuższych spacerów, skoro było zimno i mokro. W domu łapa szybciej się zagoiła :)

Teodora bardzo nie lubi podróży - ciężko znosi całe to zamieszanie z pakowaniem i pośpiechem. Nie przepada też za jazdą samochodem - pewnie dlatego, że rzadko jeździ. Tośka co prawda, nie wymiotuje i przesypia część podróży, ale widzę, że nie czuje się w samochodzie komfortowo :(
Zwykle mała podróżuje w bagażniku, rzadziej na tylnym siedzeniu. Swego czasu zaopatrzyłam się w szelki do samochodu Trixie - myślałam, że to dobry wybór. Dopiero niedawno doczytałam, że są specjalne pasy dla psów, które można dostać w Biosante albo w Pełnej Misce i trochę się waham, czy nie odżałować i nie kupić futrzastej. Są wielokrotnie droższe niż te, z których teraz korzystam, ale pewnie o wiele bardziej bezpieczniejsze. Cóż, zobaczymy czy pojawią się jakieś widoki na automobil czy nie...

Póki co, w bagażniku leży luzem i na razie pewnie tak zostanie. Choć minę ma nietęgą ;)



piątek, 5 kwietnia 2013

Początek

Pies w słoiku, to mój pies - czyli pies nie warszawski, ale zamieszkujący  w Warszawie. Tak samo jak ja.
Nasza przygoda z Warszawą zaczęła się niecałe dwa lata temu, kiedy przeprowadziłam się tu na studia, chwilę.
Zaczyna się wiosna - choć oczywiście tego nie widać - i zaczynają się nasze przygody.

Przewrotnie zaczniemy od "wiosennego" wypadu do Gdańska. Zaczęło się z przygodami, gdyż 2 dni przed podróżą Toś zraniła łapę biegając nad Wisłą. Nie obyło się bez buta na łapę, który po dwóch dniach spokojnego użytkowania nie nadawał się do niczego... Zapobiegawczo kupiłam więc jeszcze dwa.
Świetnie sprawdza się też bandaż, który polecił mi vet. Klei się sam do siebie i można używać go wielokrotnie - np. przy poprawieniu opatrunku, co przy moim psie oznacza średnio raz na godzinę.

Hotel
Szczęśliwie, nie ma problemu, by znaleźć teraz miejscówkę, gdzie przyjmą nas z psem. My wybrałyśmy Hotel Focus, w wiosennej promocji. Nie było żadnego problemu, dodatkowa opłata to 50 zł, co podobno jest w normie.

Prawie Trójmiasto

Trudno wejść z psem gdziekolwiek i na pewno lepiej poczekać na takie wędrówki do lata, gdy przed knajpami wystawione są ogródki, dlatego jadłyśmy w raczej w fast foodach.

Nie obyło się bez wycieczki do Sopotu. Jechałyśmy kolejką i trzeba zakupić specjalny bilet dla psa - ok. 1zł.
Tam udało nam się nawet zjeść w smażalni przy molo, gdzie bez większych oporów wpuszczono nas z psem i nawet zaproponowano mu wodę - co wcale tak często się nie zdarza...

PKP

Podróż pociągiem w obie strony przebiegła nam bez problemu. Teodora jest przyzwyczajona od szczeniaka do podróży pociągiem, więc zawsze wie jak się zachować - mniej więcej wie ;) Kiedy pies jest kompaktowych rozmiarów - Toś - i podróżuje się we dwie osoby, najlepiej wybrać wagon bez przedziałowy, wtedy nikt nie zwraca uwagi na psa, a on sam ma dużo miejsca do leżenia i nie na 8 parach butów współpasażerów :)

W czym z psem?

Toś czasem bywa niezłym ciągnikiem, dlatego wybrałam szelki ManMat. Ich zaleta, to nie tylko to, że można lepiej zapanować nad psem, ale i lepiej go przytrzymać. Myślałam, że to nie jest aż takie istotne, do momentu kiedy Teodora prawie nie wpadła pod pociąg. Rzecz absolutnie do przewidzenia, a umknęła mojej uwadze.
Kiedy Teodora w swoim bucie próbowała wskoczyć do wagonu, poślizgnęła się i prawie wylądowała na torach. Dzięki temu, że miała szelki szybko ją złapałam, ale nie wiem, jak to mogłoby to się skończyć gdyby miała na sobie obrożę.
Koniecznie trzeba zabrać apteczkę - psia nie zajmuje dużo miejsca i można z niej w sumie zrobić psio -ludzką ( ja tak zrobiłam ;) )




Wypad uznajemy za udany :) Początkowo, gdy zraniła łapę, wahałam się czy w ogóle jest sens jechać. Jednak teraz wiem, że to tylko przewrażliwienie, dla niej nie mało żadnego znaczenia czy szleje w bucie czy bez :) Żałowała tylko, że nie może popływać...